O odpuszczaniu.

O odpuszczaniu.

Pamiętam jak miałam 8 lat i wracałam zapłakana z obozu jeździeckiego w autobusie podobnie zbuntowanych dzieci. Mieliśmy przez te dwa tygodnie własny świat wolności, żadne z naszych dziecięcych serc nie było nauczone akceptacji dla pożegnań. Odchodzenie, kończenie się pewnego rozdziału w życiu i odpuszczanie to dziedziny życia dorosłych, które niewiele wtedy nas obchodziły.

 

Uczysz się żegnać kiedy gubisz ulubioną zabawkę, odchodzi twój pierwszy zwierzak albo umiera któryś z dziadków. Wszystko niespodziewane i o żadnej z tych sytuacji nie byłeś uprzedzony. Szalejesz. Myślisz że umierasz.

 

Odpuszczanie, mój ulubiony temat na świecie. Znalazłam sposób, żeby się zaprzyjaźnić ze stratą. Nadal nie dotyczy to jednak zwierzaków, ale dawnych przyjaciół, znaczące miejsca i długotrwałe etapy w życiu potrafię pożegnać bez mrugnięcia okiem.

 

Nie jestem z kamienia, ja też się przywiązuję. Ale przywiązując się, nie zawiązuję sobie kamienia na szyi, który przy rozstaniu ciągnie w dół. Nie jestem psychologiem, nie mam żadnych uprawnień żeby komukolwiek radzić, ale mogę Wam opowiedzieć jak to robię, bo wiem że problem pożegnań i odpuszczania dotyczy prawie każdego z nas.

 

Nie jesteś dzieckiem. Cackać się możesz z wszystkimi dookoła, ale nie z samym sobą. Dlatego doskonale wiesz, kiedy coś dobija do swojego kresu. Są relacje, które miały trwać tylko określony czas, są miejsca do których już nie wrócisz i są chwile, które przepadną bezpowrotnie. Boli, inaczej nie byłoby znaczące.

 

I kiedy poczujesz, że to już, wyjdź na dwór, schowaj się pod kołdrę, nie ważne - pobądź chwilę sam dla siebie. Płacz i uśmiechaj się do wspomnień. I niech to trwa, nawet kilka godzin, bo to ostatni raz kiedy pozwalasz, aby Cię to złamało. Aż poczujesz w sobie siłę by wziąć głęboki oddech i puścić to wolno. I być wdzięcznym. I nigdy już nie wracać.

 

Nigdy. Nie. Wracać. Przysięgam, że się da.

 

Wolność serca uwolnionego z balastów przeszłości jest najpiękniejszą terapią jaką możesz sobie zafundować.