Górski Hike. Must-Have na wyprawę z psem
“- Góry, bo tak dawno nie byłem!
- Snow Trap bo to jedyna takie miejsce na świecie!
- Woooooooooow! - to już Bocca. ”
I tak, nie mogąc ustalić gdzie pojedziemy na pierwszy prawdziwy TRIP w Szwecji, taki z ekwipunkiem, dobrymi butami do chodzenia i przekąskami, wrzuciliśmy to jako pytanie na Facebooka. A tam, remis. Ale macie fajne poczucie humoru!
Ogarnęliśmy ten znak. Powiedzieliśmy: Ok, niech poprowadzi nas droga. Niech pochłonie nas przestrzeń. Jesteśmy Twoi, Laponio. Weź nas sobie i uczyń sobie podwładnymi! No, tylko może trochę mniej z patosem i w ogóle trochę mniej słów użyliśmy, bo to był strasznie śpiący dzień.
W sumie jak tak teraz o tym myślę, to mogliśmy stękając zapakować się do auta i ruszyć.
Góry i Snow Trap to mniej więcej ten sam kierunek. Jeszcze bardziej na Północ od nas! Jest to, jak zamierzamy to już zawsze oficjalnie nazywać Ziemia Reniferów.
Spotkanie z tym jedynym (!) oswojonym przez człowieka gatunkiem jelenia jest niesamowite. Renifery doskonale wiedzą, że są u siebie. Te lasy, wzgórza i ta droga, którą akurat jedziesz - jest ich. Więc to nie tak, że schodzą Ci z drogi. To Ty stoisz i czekasz, aż zdecydują, że już czas iść. Uwielbiam je. Piękne porośnięte czymś co musi być bardzo miękkie poroża, białe ogonki i ta mądrość w oczach.
Widzieliśmy 7 reniferów jadąc w jedną stronę i 3 w drugą. Starczyło, żeby się zakochać.
I tak, droga poprowadziła nas do zagrodzonej w połowie jezdni, widać że od dawna nieuczęszczanej. Pierwsza tablica - napis tylko po szwedzku, więc jedziemy dalej, stwierdzając że najwyżej zrzucimy to na niewiedzę. Druga tablica i tu już język angielski który wiele wyjaśnia. Wjechaliśmy na teren opuszczonej kopalni, gdzie gleba i woda wciąż skażona jest niebezpiecznymi pozostałościami. Wjechać można, na własne ryzyko, natomiast dzieci i psy zdecydowanie nie powinny mieć kontaktu z tym środowiskiem. Wjeżdżamy się rozejrzeć, bo jest coś takiego w naturze człowieka, że ciągnie go właśnie tam, gdzie go nie powinno być.
Ogromna pusta przestrzeń, cisza, dziwna cisza, zupełnie jakby tuż po zdarzeniu się katastrofy, jeszcze na moment przed tym, zanim ktoś zrozumie, co się stało. Zabarwiona na czerwono woda, zwęglone drewno, i tylko gdzieniegdzie przelatujący ptak.
Mimo wszystko, było pięknie. Świadomość, że w promieniu kilkunastu kilometrów nie ma nikogo innego i że ta przestrzeń jest równie piękna, co niebezpieczna - to przyspiesza nieco bicie serca i zapada w pamięć.
Dojechaliśmy do Adolfstrom. Tam skończyła się droga. Dosłownie, jedziesz kilka godzin i nagle droga się kończy. Więc dalej poszliśmy pieszo. Może to nie były jeszcze wysokie góry, ale na naszą kondycję wielkopolskich ziemniaków był to idealny początek trekkingu, że użyję takiego zaawansowanego słownictwa, które chyba jednak powinnam wygooglować dla pewności.
Chodzi mi o to, że wzięliśmy psa i plecaki i poszliśmy ;) Na nogach! I oczywiście w ciągu tych 5 km które łącznie zrobiliśmy, mieliśmy przystanek na kawę i jedzenie, ale to właśnie urok takich wypraw. Przynajmniej tak to sobie wyobrażaliśmy. Natura, kawiarka, chill. A życie dopisało nam do tego w swoim scenariuszu jeszcze coś czego byśmy sobie nie wyśnili - wodospad i miejscówkę na samym urwisku, by podziwiać te pędzące strumienie wody.
Co ważne, to wybierając się z psiakiem na wyprawę trzeba zaopatrzyć się w kilka obowiązkowych rzeczy:
- obroża antykleszczowa (najlepiej cały rok - nawet zimą te skurczybyki są groźne)
- miska na wodę - wiadomo, mogą się trafić kałuże i rzeka, ale czystej zbadanej wody nic nie zastąpi ;)
- do samochodu - pas i szelki jeśli pies podróżuje na kanapie. W bagażniku zresztą też psiaka przypinamy!
- na spacer - smycz i szelki dostosowane do warunków bardziej hardcorowych - ma być mocna, elastyczna, odporna na przetarcia, zanurzanie, ma wytrzymać wszystko i pozwalać nam i psu na jak najbardziej komfortowy i bezpieczny (!) spacer
- kaganiec - nawet, jeśli pies na codzień nie nosi, to po prostu, mieć pod ręką, nigdy nie zaszkodzi w jakiejś kryzysowej sytuacji
- fajnie jest wziąć posłanko dla psa, takie przenośne, z którym wcześniej w domu będzie zapoznany - to pomaga mu zrozumieć, że kiedy ono jest na ziemi, to czas na odpoczynek, może się wyluzować i przestać na chwilę być obrońcą stada i łowcą :)
- zawsze bierzmy apteczkę dla człowieko-psiaków z pęsetą, nożyczkami, plastrami, opatrunkami, igłą i nicią, itd.
Testujemy obecnie na wyprawach różne psie sprzęty i na pewno niedługo napiszemy co i jak nam i przede wszystkim - Boce się najlepiej sprawdza :)
* I taka nasza rada - jeśli jedziecie na wypad na pół dnia, na kilka godzin - nie zabierajcie jedzenia dla psa. Pies to potomek wilka. On naprawdę lepiej zniesie późniejszą kolację albo nawet brak kolacji niż podjadanie w trakcie spaceru. Zauważcie, że pies zje i zaraz znowu chce gdzieś biec, skakać, łąpać patyki a to bardzo groźne i możemy narazić go na skręt żołądka. A z tym sobie sami w środku lasu już nie poradzimy.
Reniferowe bobki? :)